Niekwestionowany król i symbol Arktyki – niedźwiedź polarny. To właśnie ze względu na ten gatunek na niemal całym terenie Svalbardu trzeba nosić przy sobie broń. Wyjeżdżając na moją polarną wyprawę nie nastawiałem się zbyt mocna na obserwację tego gatunku. Zakładałem, że w najlepszym wypadku zobaczę go może raz i to najpewniej z dużej odległości. Było jednak inaczej, zupełnie inaczej…

Niedźwiedź polarny w okolicach Polskiej Stacji Polarnej Hornsund

Zacznę tym razem nie od merytorycznego wstępu, a od historii która w swojej fantastyczności jest wręcz trochę komiczna. Jak już wiecie z mojego pierwszego tekstu z Polskiej Stacji Polarnej Hornsund dotarłem do niej około 3 w nocy po około 8 godzinach płynięcia szybka łodzią z Longyearbyen. Ze względu na obłędne widoki i niezwykłe zwierzęta niewiele spałem podczas tego nocnego płynięcia. Rozładunek, szybkie poznawanie stacji i orientowanie się w tej bajecznej dla mnie rzeczywistości zajęło chwilę i zasnąłem dopiero o 5 nad ranem.

Pierwsze zdjęcie stacji z użyciem teleobiektywu o godzinie 02:02 – magia dni polarnych

Śniadania w stacji są niemal zawsze w okolicach godziny 8:00. Bardzo kuszącą opcją było wstanie dopiero na obiad o 14:00, jednak postanowiłem sobie wewnętrznie, że nie mogę tracić tak cennych godzin wyjazdu. Mocno zaspany i z pewnie dość ograniczoną percepcją wstałem na śniadanie. Nałożyłem sobie na talerz tost i podczas konsumpcji spoglądałem przez jedno ze stacyjnych okien. Nawet nie zdążyłem zjeść, gdy w oknie zobaczyłem niedźwiedzia! Pierwsza myśl – „Halo oczy! halo głowa! Proszę wyłączyć te omamy wzrokowe”. Jednak dalej patrzyłem się przez to okno, a uderzony tą obserwacją jak strzała zaprzestałem spożywania tosta (proces ten zatrzymała się w połowie, niemal jak krakowski hejnał😉).

Przez to konkretne okno jeszcze wiele razy udawało się dokonywać ciekawych obserwacji!

Skorzystałem z najłatwiejszej metody weryfikacji własnego wzroku czyli zaangażowałem w obserwację siedzącego obok mnie Mateusza (również laureata konkursu EduArctic). Ten również potwierdził, że widzi niedźwiedzia. Biorąc pod uwagę, że na stacji byliśmy niecałe 5 godzin, a od lądowania na Svalbardzie nie minęły nawet 24 godziny ta obserwacja spowodowała, że byłem lekko mówiąc zdezorientowany.

W tym stanie spokojnie wszedłem do stacyjnej mesy, w której siedzieli zimownicy i letnicy, i zadałem pytanie (może być to cytat niepełny, ale oddający sedno) – „Czy robi się coś specjalnego, gdy koło stacji widzi się niedźwiedzia?”. Zobaczyłem wtedy dość dużo skierowanych w moją stronę oczu i od jednej z siedzących tam osób (chyba Pani kierownik stacji, ale pamięć w tej chwili mogła być u mnie nieco zaburzona) – „A czy widzisz teraz niedźwiedzia?”. Na co stwierdziłem oczywiście, że tak. Jak później się dowiedziałem ten dialog był jeszcze komentowany, bo początkowo panowały znaczne wątpliwości co do prawdziwości mojej obserwacji. Jednak pomimo tych niedowierzań, znaczna liczba obserwatorów postanowiła zweryfikować moje doniesienia. W czasie kiedy dużo osób zaczęło kierować się w kierunku okna i jednych z wielu stacyjnych drzwi ja pobiegłem do swojego pokoju po aparat. Kiedy wróciłem, po chwili usłyszałem, że niedźwiedzia nie widać. Pomyślałem sobie wtedy – „O nie teraz wszyscy od pierwszego dnia będą mnie tu uważać za czubka co zamiast białych myszek widzi białe niedźwiedzie”. Jednak po chwili do mych uszu dotarła najbardziej radosna nowina WIDAĆ NIEDŹWIEDZIA!!!!

Ze względu na ukształtowanie terenu w okolicach stacji polarnej tego białego gościa nie było widać z poziomu ziemi, jednak wejście na dach stacji dawało już odpowiednią perspektywę. Stamtąd niedźwiedzia było widać idealnie. Początkowe kilka zdjęć w tych wielkich emocjach prześwietliłem jednak po chwili naprawiłem błąd i fotografowałem wędrówkę tego nieco ubrudzonego samca w okolicach stacji. Przechadzał się on dość blisko, a nawet wytarzał się za masztem ze sprzętem meteorologicznym (maszt ten niestety bardzo przysłonił tę wyjątkową scenę).

Tarzający się niedźwiedź za masztem meteo

Potem niedźwiedź zaczął oddalać się w kierunku małego „cypla” zlokalizowanego przy stacji, a następnie powoli zaczął wracać linią brzegową gdzie schował się już zupełnie za skalnymi pagórkami. Na sam koniec tylko pokazał się jeszcze na chwilę, gdy odpływał w kierunku lodowca Hansa. To tam właśnie nastąpiła kolejna obserwacja tego niezwykłego zwierzęcia, co więcej nie była ona jedyną w czasie tej wyprawy! Jednak te kolejne historie zostawię na kolejny post pełen wrażeń z Hornsundu. Zdradzę tylko tyle, że jeden z niedźwiedzi był wielkim śpiochem. W związku z tą śniadaniową czujnością miałem też zaszczyt wpisać niedźwiedzia do książki obserwacji tego gatunku, który od wielu lat prowadzony jest w stacji.

Zdjęcie księgi obserwacji niedźwiedzi polarnych Polskiej Stacji Polarnej Hornsund

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *